Marek Grechuta - Wojciech Majewski
Co mi w duszy gra? Od lat marzę o pięknej bibliotece... I co?Mój głos się nie liczy? Jako czytelniczka Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Agnieszki Osieckiej w Darłowie i jak mówią „pani radna od kultury” boleję, że w moim mieście brakuje jej obiektu z prawdziwego zdarzenia… Ale jest księgozbiór... Polecam z niego książkę Wojciecha Majewskiego pod tytułem "Marek Grechuta. „Portret artysty"- Wydawnictwo „Znak"- 2006 rok, Kraków.
Jest to tekst o muzyce, śpiewie, poezji, sztuce, miłości i przede wszystkim o człowieku, trochę w tym mnie. - Kim i jaki był Marek Grechuta? Nie każdy odnajdzie się w tym przedstawionym świecie... Autor - muzyk, pianista, jazzman, słowami maluje portret artysty - marzyciela. Zachłysnęłam się treścią i tym, że tak śpiewająco można pisać. Są w tym portrecie komentarze Marka Grechuty. Jeden z nich zaczyna się od słów: „Żyć nie można bez piękna, bez marzeń, bez słów". Grechuta czuł, że śpiewając, tworzy świat, za którym ludzie tęsknią. Czy do dziś? Śpiewając przemawiał do słuchaczy, wprowadzał ich w krainę zadumy. Dla mnie jest kimś kto ciągle żyje, inspiruje, zachwyca.
Jan Kanty Pawluśkiewicz powiedział - „Grechuta zawsze żył trochę innym, wolniejszym rytmem niż większość ludzi... Marek jako człowiek pozostał dla mnie tajemnicą. A jego zagadkowość z czystością charakteru pociąga ludzi".
Krystyna Janda występując z nim uznała, że w jego głosie jest coś magicznego… a „ Marek jest człowiekiem, który żyje dokładnie tak , jak pisze, śpiewa, komponuje. Zastanawia się nad światem, zwraca uwagę na wszystko co go otacza, bada zdarzenia codzienne w sposób jemu tylko właściwy, niecodzienny, innym jakby niedostępny. Nigdy nie stracił naiwności, którą większość ludzi stara się w sobie zadławić, uważając ją za coś wstydliwego".
Płyta "Piosenki dla dzieci i rodziców" jest dowodem na to, że Grechuta lubił spojrzeć na świat oczami dziecka. Ta płyta miała dla niego znaczenie osobiste. Piosenki napisał dla synka urodzonego jak moja córka 1972 roku. W piosence „Zostawcie nam" identyfikuje się ze światem dziecięcym, który wyraźnie oddziela od przestrzeni dorosłości, polegającej, jego zdaniem, przede wszystkim na pogoni za dobrami materialnymi. Dorastałam „razem" z muzyką, śpiewem, wykonawcą utworu „Świecie nasz" starszym ode mnie o rok. Oboje urodziliśmy się po wojnie. On w renesansowej Polsce - w Zamościu. Ja - na „Ziemiach Odzyskanych" - na pełnym tajemnic gotyckim Pomorzu. On 10 grudnia . Ja 30 listopada. Oboje jesteśmy spod znaku Strzelca... On mówił - „Nie zwracam uwagi na politykę , to ulotna dziedzina sztuki". Ja ocieram się o nią… Często zadaję sobie pytanie - czy to moje miejsce? Od zawsze cenię artystów, a nie polityków...
On śpiewał „Świecie nasz". Jeden z najważniejszych tekstów. Stworzył własną modlitwę, osobistą litanię, dialog z przeznaczeniem. Ja słuchałam. Lubię ten utwór tak jak „Modlitwę” Bułata Okudżawy. Słucham do dziś i „Dni, których nie znamy", „Ocalić od zapomnienia", „Tango Anawa", „Niepewność" i inne... Grechuta - poeta miał ogromną wprawę w śpiewaniu też poezji różnych twórców - Herberta, Szymborskiej, Moczulskiego, Nowaka, Leśmiana…
Znany jest z różnorodnej twórczości - komponował, grał, pisał wiersze, malował.
Był architektem. A architekturę często określa się mianem milczącej, znieruchomiałej muzyki, więc spłacał „dług wdzięczności” swemu rodzinnemu miastu…
Zdolności muzyczne odziedziczył po ojcu, po matce przejął wrażliwość i zamiłowanie do sztuki. To matce dedykował utwór „Matczyna postać".
W 1953 roku rodzina Marka zamieszkała w podwarszawskich Chylicach. Najwspanialsze dziecięce wzruszenia związane były z czasem tam spędzonym i najbardziej utkwił mu w pamięci wielki ogród - pełen malin i porzeczek. Czy później ten „tajemniczy ogród" znalazł odbicie na płycie „W malinowym chruśniaku"?... Tam, w Chylicach, wszystko się zaczęło..., od brzdąkania na czarnym pianinie przywiezionym z Zamościa. To wtedy matka zauważyła jego talent i postanowiła zapewnić mu lekcje gry. W moim domu Mama śpiewała i grała na gitarze. W dzieciństwie z zazdrością w domu koleżanki patrzyłam na poniemieckie pianino… W liceum przeznaczone były mi skrzypce… Dziś na dnie duszy została pamięć.
O śpiewie w chórach szkolnych, o panu Alfonsie Milewskim. I miłość – do literatury! Czytając książkę wędrowałam z Grechutą do miejsc i mi bliskich, znanych. Wróciłam do Zamościa, Kazimierza Dolnego, Krakowa, Zakopanego i tam do muzeum Władysława Hasiora, w którym bywał Grechuta. Też tam podziwiałam kolaże rzeźbiarza. W Koszalinie z nostalgią patrzę na „ Płonące ptaki" - symboliczną rzeźbę Hasiora. Grechuta napisał wiersze inspirowane sztandarami tego oryginalnego artysty, któremu często towarzyszył żywioł ognia. Do niektórych przygotował muzykę. Uwielbiam Kraków jak on. Grechuta jako artysta narodził się właśnie w nim. Zaś mój Kraków to kolonie letnie w dzieciństwie, później wczasy, pobyty, przyjaciele, muzea, teatry... Dzięki Wojciechowi Majewskiemu znów byłam na ulicy Rydla gdzie przed laty w namiocie obejrzałam o metafizycznej treści „Szaloną Lokomotywę"- spektakl Teatru Stu Krzysztofa Jasińskiego. Ten musical na motywach tekstów S.I. Witkiewicza współtworzył Marek Grechuta pisząc scenariusz i muzykę. Ukazał demona i demiurga - twórcę nowej rzeczywistości, nowych światów. Zagrał Belzebuba. Czy wyjaśnił Tajemnicę Istnienia spełnioną w sztuce?
Krystyna Janda kręciła film „Pestka" i wiedziała, że na końcu historii o tej trudnej miłości musi zaśpiewać Marek... I zaśpiewał „Miłość". Skomentowała - „Film bez tej piosenki byłby mniej mój, mniej nas wszystkich, mniej mojego pokolenia". Grechucie współczesne kino nie odpowiadało, bo za dużo w nim przemocy, brutalności, wulgaryzmów, nie do zaakceptowania był dla niego ekshibicjonizm w wielu programach telewizyjnych. Jego największą pasją pozostał sport. Zaowocowało to nawet cyklem wierszy o sporcie. Przeczytał jak i ja większość książek Ryszarda Kapuścińskiego. Fascynowała go twórczość Stanisława Wyspiańskiego. A ja kupowałam reprodukcje obrazów tego dramaturga do domu rodzinnego… Gdy rodzice umarli, ich wnuczka je wyrzuciła!
Przez wszystkie lata kariery estradowej Marek Grechuta był entuzjastycznie przyjmowany przez publiczność. Był osobowością na scenie. Miał charyzmę. W tekstach i muzyce prezentował lekkość i wdzięk. Uwodził. Sztuka pozwala człowiekowi oderwać się od rzeczywistości, staje się azylem, odnawia duchowo, a ludzie szukają innych barw uczuć, których nie znajduje się w codziennym życiu - przeczytałam w jego komentarzach.
Marek Grechuta zmarł 9 października 2006 roku.
Nie przeszedł na niczyje miejsce i nie będzie przez nikogo zastąpiony.
Krystyna Różańska
MBP w Darłowie